LEGENDA


Dorzuch spojrzał w swoje oczy. Nie widział w nich ni strachu, ni lęku. Wiedział, że musi zakończyć ostatnią próbę. Musi zwyciężyć. Musi zginąć. W chwili, gdy zadał śmiertelny cios, przetoczyły się przed nim wspomnienia.

Wspaniałe królestwo rozciągające się na żyznych, urodzajnych ziemiach, kwitło w najlepsze. Mądry król, który szczerze kochał swoich poddanych, chciał by żyli oni dostatnie i bezpiecznie. Dlatego też, wiele lat temu, zwołał do swego zamku najodważniejszych, najdzielniejszych i najlepiej walczących wojowników. Nadał im tytuł „Strażników” i rozesłał w różne zakątki podległego mu królestwa. Owi Strażnicy nie byli jednak zwykłymi wojownikami. Ich zadaniem było niesienie pomocy poddanym na podległych im ziemiach, walcząc z bestiami, potworami i wrogami królestwa, dbając jednocześnie o literę prawa i porządek. Jako wysłannicy króla, za swoją wierną służbę byli sowicie nagradzani. A najdzielniejszego z dzielnych czekała wspaniała nagroda.
Król nie doczekał się męskiego potomka.  Chcąc przekazać koronę godnemu następcy przysiągł, że jego dorastającą córkę poślubi ten ze Strażników, który najlepiej zadba o powierzone mu ziemie i poddanych. Poślubiając księżniczkę Strażnik stałby się dziedzicem korony po śmierci króla.
Przeto co jakiś czas władca przemierzał swoje królestwo i osobiście doglądał poszczególnych włości. Goszcząc na ziemiach podległych Dorzuchowi przekonał się osobiście, że tutejsi mieszkańcy wiodą spokojny, dostatni żywot, oddając się bez reszty pracy. A ilekroć przejeżdżał tędy w towarzystwie księżniczki zauważał, że na widok przystojnego Strażnika, oblewa się rumieńcem jej atłasowe lico.



Dorzuch był synem zielarki oraz lokalnego rzemieślnika, wytwórcy łuków. Wychowywany w duchu męstwa i honoru, od młodzieńczych lat szkolił się pod czujnym okiem ojca i szybko stał się najlepszym łucznikiem w królestwie. Po cichu marzył o wstąpieniu do królewskiej gwardii i gdy tylko nadarzyła się okazja, zaciągnął się jako giermek, by wiernie służyć swemu władcy.
W rodzinne strony powrócił już w innej roli, piastując, które wielokrotnie przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Został Strażnikiem. Dzięki niezwykłej odwadze Dorzuch szybko zaskarbił sobie miłość ludności, której pomagał nie tylko walcząc z nękającymi ją bestiami. Wielokroć zasadzał się na biesy, lesze czy widłaki.



Rządził mądrze na podległych mu terenach. Sprawiedliwe wydawał wyroki. Spośród wszystkich Strażników wyróżniał się najbardziej. Legenda jego  męstwa i sprytu obiegła nie tylko królewskie włości, lecz także okoliczne krainy. Nikogo więc nie zdziwiło gdy pewnego dnia w niewielkiej wiosce, w której aktualnie mieszkał, pojawił się królewski posłaniec wraz ze swoją świtą.Według opowieści podawanych z ust do ust, król chcąc mieć pewność, że Dorzuch będzie najlepszym kandydatem na męża księżniczki i późniejszym władcą, postanowił poddać go ostatniej próbie. Jego zadaniem było zmierzyć się z trzema najsilniejszymi istotami, jakie tylko znała ta kraina. Na nieszczęście Dorzucha, nad całością zadania pieczę trzymała wiedźma, która sprowadzać miała dla niego najcięższych przeciwników. Nagroda była jednak warta każdego wyzwania.

Pierwszym przeciwnikiem Strażnika był ork. Przebrzydły i plugawy. Nadjeżdżał na wielkim jak stodoła wilkorze. Dorzuch stał na wzgórzu i uważnie obserwował rozpędzającego się przeciwnika. Sięgnął po strzałę. Nałożył na cięciwę. Uniósł łuk i wystrzelił, po czym bez chwili zastanowienia dobył kolejną i posłał w ślad za pierwszą. Dzieła dokończył trzeci pierzasty pocisk, który chwilę później również utkwił w ciele plugawca, przebijając jednocześnie serce wilkora. Dorzuch często mawiał, że posyła trzy strzały: pierwszą by trafić, drugą powalić, a trzecią wyzwolić ode złego.

Do drugiej próby wiedźma sprowadziła górskiego trolla. Choć brakowało mu rozumu, to skórę miał twardą niczym stalowy pancerz, a silny był jak wielki słoń. Ruszył na Dorzucha i powalił go już w pierwszym starciu. Impet jaki przyjął na siebie Strażnik, stoczył go do rzeki, odrzucając łuk i kołczan pełen strzał. Po chwili wielka, drewniana maczuga zrobiona z potężnego dębu, nabita kamiennymi kolcami, z łoskotem opadała wprost na jego głowę. W ostatnim momencie zdołał umknąć przed miażdżącym ciosem, przetaczając się pod nogami wściekłej bestii. Walka wydała się przegrana, jednak w pewnym momencie Strażnik kątem oka dojrzał wynurzającą się z rzecznej toni postać. Wystarczyła chwila, by rozpoznał w niej księżniczkę trzymającą srebrny miecz. Serce zabiło mu mocniej. Zacisnął dłoń na rękojeści, uniósł miecz i ruszył na wroga. Niesiony myślą, że dzierży królewski oręż, zadawał bestii śmiertelne rany. Gdy rzeka spłynęła krwią trolla, Dorzuch triumfalnie dokończył dzieła, ścinając łeb ogromnej bestii.


Widząc to, wiedźma popadła w panikę. Zależało jej na śmierci Dorzucha. Wiedziała bowiem, że kiedy Strażnik dopełni próby, nakaże wygnać wiedźmę z królestwa, albo co gorsze, zapędzi ją do cmentarnego dołu i uwięzi na wieki. Całą noc odprawiała gusła, by o świcie znaleźć rozwiązanie swej beznadziejnej sytuacji.

Nad ranem, gdy mgła pokrywała jeszcze okoliczne pola, wezwała Dorzucha na ostateczne starcie. Na brzegu rzeki, ukazał się ostatni przeciwnik – on sam! Choć na początku nie mógł pojąć, co właśnie się dzieje, szybko zrozumiał, że będzie musiał pokonać samego siebie – najsilniejszego wojownika jakiego znała ta kraina. Strażnik oczywiście podjął wyzwanie, by bronić honoru królestwa i stanął do walki. Do walki z samym sobą.


Walczący ścierali się cały dzień. Szala zwycięstwa nie dawała korzyści żadnemu. W końcu zapadła noc – najciemniejsza noc jaką wspominają świadkowie tamtego wydarzenia. We wszechogarniającej czerni słychać było jedynie szczęk oręża.

Kiedy nastał świt, ludzie ujrzeli nad brzegiem rzeki konającego Strażnika. Wspaniały, mądry i waleczny Dorzuch umierał. Nikt nie wiedział z czyjej ręki zginął. Choć król wyznaczył następcę słynnego Strażnika, to ani on, ani żaden następny nie dorównywali temu pierwszemu. Podobno duch Dorzucha wciąż poszukuje swojego następcy – walecznego, honorowego i silnego wojownika – gdyż tylko taki może dokonać zemsty za podstępny fortel wiedźmy. Czasem tuż przed świtem słychać jej szyderczy śmiech rozchodzący się po polach.





Odtąd spotykamy się nad brzegiem rzeki, aby uczcić pamięć o najdzielniejszym z dzielnych. Mamy nadzieję, że w toczonych w tym czasie turniejach, spotkamy godnego następcę Strażnika Dorzucha.

Zdjęcia: Maciej Margielski i Andrzej Graniak. Tekst: Jakub JIMIS Gdyk. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz